Chyba każdy z nas zna wyniki badań, w których to ujęto, na jak niskim poziom jest czytelnictwo w naszym kraju. Otóż zaledwie 37% Polaków czyta w roku 1 ( słownie: jedną! ) książkę. Skąd tak żenująco niski wynik? Czyżby czytelnictwo w Polsce było na wymarciu? I o ważniejsze, jak zachęcić do sięgania po lekturę?
Zacząć trzeba od powodów nieczytania, a tych jest mnóstwo… bo nam się nie chce, nie mamy po prostu czasu albo pieniędzy na zakup książek, które są coraz droższe, wolimy spędzić czas na oglądaniu telewizji, czy surfowaniu po internecie. Nie czytamy, bo czytanie jest passe, mało modne, niepotrzebne…
Wymówek jest sporo, ale tak naprawdę, każdą z nich można w łatwy sposób podważyć. Brak czasu na książkę? A czas na siedzenie godzinami na Facebooku czas jest? Brak pieniędzy? Przecież są biblioteki. Brak chęci? A co w tym czasie robimy – zazwyczaj zmieniamy kolejny kanał w TV.
Jak zatem widać, mimo że wymówek jest sporo, nie są one w żaden sposób przemawiające za tym, aby faktycznie po książki nie sięgać. Wymówki są tylko swojego rodzaju usprawiedliwieniem, ale ważniejsze jest to, skąd pochodzi ta całkowita ignorancja dla sięgania po książki?
Zacząć należy od szkolnictwa, a właściwie od lektur szkolnych. Dla wielu są one przykrym doświadczeniem w czasach szkoły i nie ma co się dziwić. Przeczytanie na czas „Potopu”, czy „Chłopów” na pewno nie należy do przyjemnych. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że książki, które robiły furorę w czasach II RP, w dzisiejszych czas są po prostu nie zrozumiałe ze względu na język staropolski oraz odległe historie teraz trudne do wyobrażenia. To, co podobało się 100 lat temu elicie, która po ów dzieła sięgała, teraz już nie robi wrażenia. Jest przestarzałe. Poza tym od „Trenów”, po dzieła Mickiewicza i literaturę II wojny światowej, młodzi ludzi są karmieni tym, jak to Polacy zawsze mieli źle, ale to cierpienie ich uszlachetniło. Trochę za dużo tego przez te wszystkie epoki literackie.
Druga sprawa, nie mniej ważna, to brak przykładu w domu, wśród najbliższych. Rodziny, gdzie czyta się regularnie, a domowe biblioteczki są normą, należą już niestety do rzadkości. Jeśli rodzice nie zaszczepili w nas bakcyla do sięgania po książki, to nie dziwi fakt, że sami z siebie tego nie robimy. Poza tym, jeśli wśród naszych kolegów i znajomych czytanie jest raczej powodem do wyśmiania kogoś, wręcz ubliżania, sami w końcu stwierdzimy, że nie warto. Bo po co, robić z siebie ofiarę, kogoś z kogo jedynie się naśmiewają inni? Lepiej być takim jak oni.
Kto albo co jest winne tak niskiego poziomu czytelnictwa w naszym kraju? Można dywagować i pisać na ten temat rozprawki, ale faktem jest, że sama polityka rządzących jest tu współwinna. Jeśli w kraju nie promuje się czytelnictwa, a miejskie biblioteki posiadają zbioru sprzed kilku lat, gdzie typową bibliotekarka jest „pani babcia”, nie ma co się dziwić, że społeczeństwo nie czyta. Wystarczy spojrzeć na odcinki ulubionych seriali Polaków. Tam nie ma postaci, które czytają, nie ma nawet książek w rozmowach. Jak zatem zacząć lubić książki?
Jak z tym walczyć i zacząć czytać książki?
Najprościej by było obniżyć ceny książek, prawda? Albo nakazać codzienną, ogólnokrajową dysputę na temat żenująco niskiego poziomu czytelnictwa, dopóki ów poziom nie zwiększy się, prawda? Otóż, nie, nieprawda.
To wszystko jest tylko małym krokiem do tego, aby znów zacząć czytać. Bo książki stały się tym, czym nie powinny, wyznacznikiem, że jeśli ktoś czyta jest mądry, jeśli nie, jest po prostu głupi. Książki wyniesiono na piedestał, pokazano, że są źródłem bogatej wiedzy i możliwości. Że dzięki nim poszerzamy wiedzę, słownictwo i horyzonty.
Owszem to prawda, ale książki od początku swojego istnienia – a zatem od istnienia pisma drukowanego – miały służyć jednemu. Rozrywce. I dopóki ponownie książki nie będą dawać TYLKO radości i satysfakcji z samego faktu „czytania”, dopóty 37% Polaków będzie czytać tylko jedną książkę w roku.